poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Wieczny Piotruś Pan






" Dlaczego coraz częściej Kobiety wciągają spodnie? Bo liczba niedojrzałych mężczyzn przyjmuje charakter epidemii ... Bo mężczyzn Im w świecie trzeba takich, którzy potrafią walczyć i kochaćupadać, ale też powstawać. Nie-idealnych, jednak prawdziwych. " 

( Gentelman )



Dojrzałość jest procesem naturalnym, przez który przechodzi każdy z nas. Polega na wyzbyciu się przez człowieka form wyrażania emocji i zachowań charakterystycznych dla okresu dzieciństwa. Osoba dojrzała świadomie uczestniczy w otaczającej ją rzeczywistości, bierze w pełni (a przynajmniej brać powinna) odpowiedzialność za swoje czyny. Nie muszę chyba wymieniać innych, typowych cech takowej osoby, bo przecież każdy z nas doskonale wie, na czym polega owa dorosłość. Wiele dzieci naśladuje pełnoletnich, odwzorowując wszelkie ich zachowania. Nie bez powodów popularne były gumy w kształcie papierosów, zakrętki do picia wody, czy zabawy w dom. Obserwując otoczenie, w jakim żyję, moich znajomych, ludzi, a także i przede wszystkim mężczyzn w różnorakim wieku, z którymi mam do czynienia na co dzień (ze względu na moje pasje, hobby i kierunek, w jakim zmierzam w przyszłości) śmiem twierdzić, że ta cała dorosłość przerosła i zaczyna przerastać coraz to większą grupę ludzi. Wydaje mi się, że owa "dojrzałość" nie jest cechą przewodnią ówczesnego "dorosłego" społeczeństwa.

Nie jestem feministką, broń Boże, aczkolwiek w moim tekście chciałabym jednak przyjrzeć się bliżej postawie mężczyzn. Uważam, że jest to niezwykle interesujący temat, jednak na wieczne dziewczynki też kiedyś nadejdzie czas. 

Do napisania dzisiejszego tekstu zbierałam się przez kilka dni. Dużą motywację dały mi słowa przeczytane na jednym z facebookowych stron, które cytuję na samym początku i z którymi zgodzę się w stu procentach. Kobietom brakuje prawdziwych, stanowczych, jednak niesamowicie uczuciowych mężczyzn. Gdzie się nie obejrzę, ujrzę albo napakowanego mięśniaka, uważającego, że może mieć każdą niunę, jaką tylko zapragnie (otóż mój drogi, nie możesz mieć), albo cipeuszy, którzy widząc bandę tępych półgłówków, zaczną płakać, a nie bronić swojej kobiety... Nie będę tutaj przepraszać, za uogólnienia. Każdy inteligentny człowiek zrozumie, że są to jedynie metafory, umożliwiające mi w lepszy i dokładniejszy sposób nakreślenie wizji, jaką pragnę przedstawić. 

Nie wybiegajmy jednak zbyt daleko od zasadniczego tematu. Wielu moich kolegów narzeka na to, iż spotyka coraz więcej twardych, niezależnych kobiet, które nie pozwalają zapłacić, chociażby za kawę (stety lub nie, też do takowych należę). Marudzą, że nie są w stanie im zaimponować, czymkolwiek zainteresować. To prawda, kobiety coraz częściej przejawiają chęć do prac męskich, biorą na siebie wszelakie obowiązki, nie uzależniają się od byle napotkanego Pana. Co za tym idzie, ich wymagania stają się być trudniejsze do zrealizowania. Stawiają raczej na siebie, a nie na swojego lubego i przyszłość związku, czy jakiejkolwiek znajomości. I wiecie co? Zgadzam się z nimi. Kto ma nam zaimponować? Mężczyzna, który nie potrafi zagadać do kobiety w tłumie przechodniów, która urzekła go swoim pięknem? Mężczyzna, który chce kobietę zdobyć na fajny brzuch bądź idealnie wyrzeźbione bicepsy? Mężczyzna niemający za grosz szacunku do jakiejkolwiek niewiasty i zamiast powiedzieć "jesteś niesamowicie piękna" wymruczy coś w stylu "niezła dupa z Ciebie"? W porządku, zaimponujecie, jednak miejcie świadomość, że byle pustakowi, a nie prawdziwej kobiecie. Pustaka chcecie? Nie ma sprawy. 

Dlaczego coraz więcej mężczyzn jest tak cholernie niedojrzałych? Zastanawiałam się nad tym bardzo długo. To prawda, że facet dojrzewa znacznie później, niż jest to w przypadku dziewczyn. Czytałam nawet, że przestają być dziećmi, dopiero kiedy osiągną 43. rok życia. To niesamowite, ale jakże przykre. Cudowne są wygłupy, dobra zabawa, poznawanie nowych rzeczy w życiu. Ba! Korzystanie z życia, póki jest się młodym to przepiękna sprawa. Jeszcze lepsza jest świadomość, że posiada się idealnie dobraną połówkę, z którą można te wszystkie rzeczy robić wspólnie i dobrze się przy tym bawić. I właśnie w takich okolicznościach faceci spisują się na medal. To oni są mistrzami świetnej zabawy, organizowania cudownie spędzanego czasu, odkrywania i smakowana nowego. Na takowe sprawy nie mogę ani nawet nie chcę powiedzieć złego słowa. Niestety, w życiu oprócz przyjemności są również obowiązki. I tutaj mężczyzna najczęściej egzamin oblewa. 

Po euforii, szczęściu, rozrywce zaczynają małymi krokami zbliżać się obowiązki, wspólne plany. Związek to też jakiegoś rodzaju wyrzeczenia, bo przecież nie można zjeść ciastka i go mieć (chyba, że masz dwa, ale o tym może w innym tekście). Z cudownego chłopaka, który nosił Cię na rękach i sprawiał, że byłaś najszczęśliwsza, zaczyna robić się gbur i prostak, a ty zaczynasz się coraz więcej czepiać - bo nie kupił tego, co miał kupić, bo nie posprzątał, tylko grał pół dnia, bo zapomniał o rocznicy, ale z kolegami wyszedł itd itd. To nudne, głupie i smutne. Dziecko w mężczyźnie jest nadmiar urocze. Osobiście uwielbiam, kiedy dostrzegam w facecie cechy takiego dziecka, z którym mogę zajebiście spędzić czas. Mimo tego kiedyś w końcu trzeba znaleźć i czas na obowiązki, bo one nas nie ominą nigdy.  Wtedy zaczynają się schodki, a nasz śmieszek odwraca się i powoli wymyka przez palce...

Nie będę głęboko rozwodzić się nad tym, jakiej osobowości można przypiąć metkę wiecznego Piotrusia Pana. Krótko mówiąc, taki zawodnik nigdy nie dorośnie, a zbudowanie z nim trwałego i stabilnego związku to nie lada wyczyn. Jeżeli byłaś kiedyś w sytuacji, że facet marzeń kocha Cię, jednak jakimś cudem wbrew temu z Tobą nie może, nie chce, nie potrafi (czy uj wie co jeszcze) być - to bingo! Trafiłaś na wiecznego Piotrusia Pana... 

Co ma zatem poczynić kobieta, która pragnie prawdziwej męskości (czytaj: czułości, ciepła, zdecydowania, twardych decyzji, poczucia bezpieczeństwa i stabilności bla bla bla) i nie otrzymuje tego przez długi czas? Byle siusiak nie potrafi przemienić się w "sztywnego twardziela" (jakkolwiek to zabrzmi), wręcz staje się kolejnym cipeuszem... A po co kobiecie dwie waginy? Wtedy ona, biorąc sprawy w swoje ręce, zakłada spodnie i sama świadomie kieruje swoim życiem, biorąc na własne barki niemal wszystko. To zazwyczaj ona bierze na klatę wychowanie i opiekę nad małym szkrabem, gdy zabawa "w tatusia" jakiemuś frajerowi zwyczajnie się znudziła.

Za Danutą Rinn zadaję pytanie: "Gdzie Ci mężczyźni? Prawdziwi tacy..."? Bycie dzieckiem to cudowna sprawa, jednak faceci często zapominają, że bawić można się cudownie przez całe życie, nie uciekając jednak od odpowiedzialności. Chcą kobiecych, delikatnych kobiet, a jednocześnie nie potrafią im dać kawałka swojej prawdziwej męskości. O tym właśnie kobiety marzą. Oprócz dziecka, które jest cudowną częścią każdego faceta ( osobiście naprawdę to kocham w mężczyznach, ale są pewne granice), pragną męskości. Chcą być zdobywane, chcą czuć, że męska dłoń o nie dba i się troszczy. Pragną dostrzec męskie uczucia, które tak rzadko są pokazywane. Ja wiem, że facetom to przychodzi z trudem... A zamiast tego dostają kwitek, kiedy tylko wspomną o wspólnym mieszkaniu, niezapłaconym rachunku, czy innych obowiązkach. Wtedy niejeden zbiera dupę w troki i leci bawić się z inną "lalą" aż do momentu, kiedy i ona zapragnie stabilności. I tak w kółko. 

Kochani mężczyźni, dorośnijcie! Cechy dziecka są wspaniałe i urocze (raz jeszcze podkreślę: wręcz kocham je w Was), jednak co za dużo to nie zdrowo. Jeśli chcecie kobiece kobiety, bądźcie męskimi mężczyznami. Takimi, którzy będą w stanie obronić ją, zadbać, zaopiekować się. Pamiętajcie, że odpowiedzialność nie wyklucza świetnej zabawy! Wspólnie można bawić się całe życie, nawet w obliczu odpowiedzialności i codziennych rutynowych obowiązków. 

Kobiety nie są takie straszne, choć w żadnym przypadku nie bronię ich, bo wiem, że zdarzają się i skończone idiotki, które z cudownego mężczyzny potrafią zrobić w jednej sekundzie skończonego ch*ja ( i wice wersa). Nie zmienia to jednak faktu, że epidemia niedojrzałych mężczyzn osiąga granic zenitu i jest to nie tyle przykre, ile przerażające. Gdzie podziały się te prawdziwe chłopy? No gdzie?

/ M.Cwaniak/





piątek, 19 sierpnia 2016

"Kiedyś blisko, teraz obcy sobie ludzie.."



* * * 

Brakuje mi Twego wzroku, błądzącego po mym ciele.

Pierwszych niewinnych uśmiechów. 

Przyprawiających o dreszcze czułości.

Słodkiego zapachu naszych ciał, gdy wszystko inne przestawało mieć znaczenie.

Bliskości, tak bliskiej i prawdziwej. 

Nieśmiałości i lekkich muśnięć dłonią.

Odkrywania siebie na nowo i ślepego tonięcia w naszych duszach.

Fascynacji i zainteresowania, mimo, że znaliśmy się już na pamięć.

Śmiechów i płaczów, i pewności, że za sobą wskoczylibyśmy w ogień

A teraz? Teraz ten ogień pochłania nas samych i spala od wewnątrz.


Oprócz murów i kilometrów dróg dzielących nas, nie ma nic.

Wszystko prysło. Może w jednej chwili, a może wymykało nam się powoli przez palce.

Uciekało, a my zapatrzeni w siebie, nie zauważyliśmy nic.

I co nam pozostało? Znów wrócić do początku. 

Do chwili, w której nie mieliśmy pojęcia o swoim istnieniu.


* * * 










czwartek, 11 sierpnia 2016

Co ze mną jest nie tak?


Dzisiaj swoim tekstem poczęstuje nas Blue - moja przyjaciółka. Co jakiś czas będę umieszczać jej dzieła na swoim blogu, by moje bazgroły tak szybko Wam się nie znudziły 🙂


Zapraszam do lektury. Zapoznajcie się, co prawda z dość obszerną, lecz niezwykle ciekawa historią z życia. Przed Wami Blue.



Co ze mną jest nie tak?

To pytanie zadaje sobie wiele osób, które mają problem ze znalezieniem swojej drugiej połówki. Zadaję sobie to pytanie i ja. Do tej pory miałam problem ze znalezieniem bratniej duszy, a kiedy już odnajdywałam taką osobę, kończyło się na tym, że była zajęta, urywała kontakt po jednym spotkaniu lub słyszałam standardowe „Jesteś ładną i mądrą dziewczyną, ale...". Jestem młoda i zdaję sobie sprawę z tego, że jeszcze przede mną wiele zauroczeń, jak i rozczarowań, lecz każdy z nas niezależnie od wieku pragnie być szczęśliwy a mi do szczęścia brakowało tylko tej jednej jedynej osoby, pomimo iż mam wspaniałą rodzinę oraz wielu znajomych i przyjaciół. Samotność dopadała mnie coraz głębiej, gdy tylko słyszałam opowiadania znajomych lub widziałam ich poczynania względem drugiej osoby. Też chciałam mieć kogoś z kim będę mogła dzielić dni a najlepiej lata, bo jak kochać to już do końca. Niestety jestem nieuleczalną marzycielką-romantyczką i zawsze wyobrażam sobie za dużo i za szybko. Jestem niedzisiejsza i nie potrafię tego zmienić, ale przejdę do sedna opowieści.

28 grudnia

Był poniedziałek, czyli początek nowego tygodnia i przy okazji dzień wolny w przerwie świątecznej. Odwiedziłam przyjaciółkę, która wraz z chłopakiem przeprowadziła się na drugi koniec miasta. Jak zwykle zaczęłyśmy pichcić wspólnie ulubioną potrawę. Później rozsiadłyśmy się wygodnie przy stole, a J. zaczęła mi malować paznokcie swoimi lakierami. Podczas gdy ona tworzyła swoją artystyczną wizję na moich paznokciach, ja zaczęłam przeglądać jeden z komunikatorów społecznych. Po chwili zobaczyłam, że mam nowego obserwatora, więc postanowiłam zajrzeć na jego profil. Nie zrobił na mnie jakiegoś wyjątkowego wrażenia, ale też go zaczęłam obserwować. Następnego dnia wieczorem siedziałam już samotnie w moim pokoju i oglądałam telewizję, po czym zobaczyłam wiadomość od mojego obserwatora, którego będę nazywać Pan B. Jego słowa wydały mi się bardzo inteligentne, wręcz nawiązaliśmy miłą konwersację. Okazało się, że mamy dużo wspólnych zainteresowań. Pisało nam się tak dobrze, że nie mogąc się doczekać odpowiedzi od B., wciąż zaglądałam w telefon. Od dawna z nikim mi się tak wspaniale nie rozmawiało. Oczywiście różniliśmy się w niektórych sprawach, ale i tak dochodziliśmy do konsensusu. Jedyne co przeszkadzało nam w znajomości to odległość jaka dzieliła nasze miasta od siebie, lecz plusem było to, że on mieszkał w mieście, które ja uwielbiałam odwiedzać i przyjemnością było dla mnie wybierać się tam tyle razy ile czas i pieniądze pozwalały. Tydzień później zaplanowałam całą wycieczkę do niego i na swój genialny plan namówiłam przyjaciół, przedstawiając im logiczne argumenty a oni z dnia na dzień przystali na moją propozycję wyjazdu chcąc mnie uszczęśliwić i przy okazji spędzić miły wieczór w mieście, w którym jeszcze nigdy nie byli. Poinformowałam Pana B., że w połowie lutego zamierzam odwiedzić jego rejony ze znajomymi, nie mówiąc mu, iż wszystko zaplanowałam tylko dla niego. B. się bardzo ucieszył i zarezerwował sobie czas na ten dzień oraz wziął wolne z pracy. Cały styczeń minął nam na wspólnych rozmowach, dyskusjach, wymianach poglądów oraz zwierzeniach. B. pisał mi dużo komplementów oraz lekko flirtował ze mną. Na widok jego wiadomości od razu promieniałam, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Wszyscy zauważyli, że jestem szczęśliwa a im bardziej zbliżał się dzień spotkania, tym bardziej się denerwowałam.

14 luty

Dzień naszego spotkania przypadł na święto św. Walentego. Przypadek? Wtedy myślałam, że przeznaczenie. Była to jedyna niedziela, która pasowała nam na wyjazd więc mimo iż czułam się skrępowana, informując B., że spotkamy się w Walentynki, nie miałam wyboru. On nie miał nic przeciwko a wręcz cieszył się, że będzie w końcu mógł poznać tak wspaniałą dziewczynę, jak ja. Specjalnie kupiłam sobie nową bluzkę oraz sweterek, aby wypaść dobrze. Stres był niemiłosierny. Chciałam, żeby było idealnie a wręcz czułam, że to będzie mój dzień, moja chwila, w której mam szansę zabłysnąć i spotkać „miłość życia". Podróż przebiegła bez problemów. Dojechaliśmy na czas, lecz później błądziliśmy w poszukiwaniu hostelu, w którym wynajęliśmy apartament na jedną dobę. Wszystko zaczęło się przeciągać i mój plan się rozsypał. Umawiałam się z B. koło godziny 16 a tymczasem była już 18. Zaczęłam się martwić, że nic nie wyjdzie z naszego spotkania, ponieważ musieliśmy iść jeszcze coś zjeść na miasto. Wysyłałam do Pana B. SMS-y, że się spóźnię aż w końcu wyczułam, że jest coś nie tak, gdy przestał odpisywać. Po zjedzonej obiadokolacji zadzwoniłam do niego i poinformowałam, że mogę się już spotkać. Okazało się, że właśnie wchodził do mieszkania, lecz udało nam się umówić na 20 pod rotundą. Bardzo zestresowana, pożegnałam przyjaciół w knajpie i poszłam w stronę miejsca spotkania. Próbowałam udawać uśmiech, lecz pojawiały mi się w głowie różne myśli. Wszystko było bardzo lekkomyślne. Znajomość przez internet, spotkanie z obcym mężczyzną w obcym mieście i ja sama. Zjawiłam się na miejscu pierwsza i nie musiałam długo czekać, ponieważ B. cały zdyszany przybiegł do mnie, pocałował mnie w policzek i nawet nie dał powiedzieć „Cześć” ponieważ od razu zaczął mówić i prowadzić mnie do restauracji, która była w pobliżu. Była to bardzo ładna i klimatyczna restauracja. Po wejściu musieliśmy okazać swoje rzeczy do szatni, po czym zostaliśmy zaprowadzeni do stolika. Pan B. polecił mi wybór jednego z drinków, ponieważ znał się na tym. Spoglądając w cennik popadłam w lekkie osłupienie, ale stwierdziłam, że trudno zapłacę za tego drinka byle by to był cudowny wieczór. Czas mijał w miłej atmosferze. Popijaliśmy drinki oraz rozmawialiśmy. Po pewnym czasie B. poprosił kelnerkę o rachunek i zadeklarował płatność kartą. Zaczęłam mu tłumaczyć, że zapłacę za siebie, ale on obrócił sprawę w żart i oczywiście nie pozwolił mi zapłacić. Wyszliśmy z restauracji i ruszyliśmy w dalszą drogę. Szliśmy wolnym krokiem a on opowiadał mi o napotkanych miejscach. Widać było, że miał dużą wiedzę. Tematy nam się nigdy nie kończyły. Spacerowaliśmy a na dworze robiło się coraz zimniej więc B. zaproponował gorącą czekoladę w jednym z lokali. Przystałam na jego propozycję i stwierdziłam, że tym razem ja zapłacę, ale B. okazał się szybszy. Imponował mi całym sobą, tym co mówił, w jaki sposób mówił, jak się zachowywał w stosunku do mnie. Po odebraniu gorącej czekolady zaczęliśmy kontynuować spacer w kierunku parku. Napotkaliśmy muzealną ławkę, która posiadała magiczny przycisk i przez kilka minut można było posłuchać Chopina. Szliśmy dalej a w tle brzmiała muzyka. To brzmi niewiarygodnie, ale było jak na filmach. Robiło się coraz zimniej i było już po 23 a my mimo to dalej spacerowaliśmy i postanowiliśmy wejść na plac zabaw. Oczywiście o tej godzinie to już żywej duszy nie można było tam spotkać więc zaczęliśmy się huśtać jak małe dzieci, śmiać i dalej spędzać miło czas. Nie daleko znajdował się pub gdzie można było się napić najróżniejszych odmian piw. Nigdy nie byłam w takim miejscu więc bardzo mi się podobało. Chciałam w końcu postawić piwo Panu B. ale on znowu mi nie pozwolił i zamówił dwa dość drogie piwa o oryginalnym smaku. Zbliżała się północ a ten wieczór nie miał końca. Chciałam, aby trwał i nigdy się nie kończył, choć byłam już lekko zmęczona. B. chciał mnie odwieźć taksówką, ale nie miał numerów więc gdy wyszliśmy z lokalu to akurat zaprowadził mnie pod jego mieszkanie i zaprosił do środka. Miałam dużo obaw w końcu to było bardzo lekkomyślne i niebezpieczne, ale jakaś cząstka mnie nie mogła wierzyć w to, że ten cudowny chłopak mógłby chcieć mnie skrzywdzić więc się zgodziłam wejść. Mieszkanie było duże i przestronne. B. szybko sprawdził numery i poszliśmy się przejść jeszcze nad rzekę. Po chwili wspólnej refleksji chciał dzwonić po taksówkę, ale zaproponowałam, żebyśmy się przeszli spacerem do mnie. B. się zdziwił, ale jednocześnie ucieszył, bo mimo dalekiej drogi uznał, że spędzi więcej czasu ze mną. Droga zajęła nam około dwóch godzin, ale bardziej skupialiśmy się na wspólnej rozmowie i gdy byliśmy już na miejscu to na pożegnanie wymieniliśmy jeszcze kilka zdań oraz przyjacielski uścisk. Byłam bardzo szczęśliwa, a jednocześnie zaniepokojona tym czy jeszcze się odezwie. Jego reakcja była tak szybka, że przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Dostałam SMS z cudownymi komplementami. Oczywiście po przyjściu musiałam wszystko wyśpiewać przyjaciołom, którzy równie świetnie się bawili pod moją nieobecność.
Następnego dnia spakowaliśmy się, pozwiedzaliśmy jeszcze miasto i wróciliśmy do domu.

***

Nadszedł koniec sesji zimowej i znowu zaczęły się zajęcia na uczelni. Od spotkania z B. minęły dwa tygodnie. Nasze relacje się trochę ochłodziły, ponieważ pytałam, czy teraz on przyjedzie do mnie, ale zaczął się wykręcać, że nie ma czasu. Zrobiło mi się przykro, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Myślałam, że to było tylko jedno spotkanie i koniec jak reszta moich innych randek. Tymczasem podczas jednego z wykładu dostałam SMS od B.:

"Załatw sobie wolne w piątek. Będę w ******** i idziemy na koncert. Dostałem dwa bilety od koleżanki z pracy. :) Może tak być? ;>"

Moja radość w tamtym momencie była nie do opisania. Już do końca zajęć nie mogłam się skupić. Do przyjazdu B. zostały tylko trzy dni więc zaczęłam wszystko planować i powoli się szykować. Myślałam, że gdy przyjedzie do mnie to zrobi tak jak ja będąc u niego: wynajmie sobie hostel, ale on w ogóle o tym nie wspomniał i tylko stwierdził, że ja wrócę do domu a on sobie przeczeka na dworcu na pierwszy poranny pociąg. Oczywiście ja z dobrym sercem szybko oznajmiłam, że nie pozwolę mu czekać tyle godzin samotnie w nocy więc zaproponowałam nocleg u mnie z uwagi, że mieszkanie w tamtym okresie stało puste. Pan B. przystał na moją propozycję a ja zaczęłam sprzątać mieszkanie, kupować zaopatrzenie do lodówki oraz zrobiłam specjalnie sałatkę według przepisu przyjaciółki, bo w końcu „przez żołądek do serca".

4 marzec


B. często wspominał, że lubi dziewczyny w sukienkach lub w spódnicach a na ostatnim naszym spotkaniu miałam spodnie więc postanowiłam mu to zrekompensować. Pociąg miał przyjechać punktualnie o 16, lecz spóźniał się już 5 minut a ja w tym czasie nerwowo wyciągałam lusterko wciąż patrząc czy na pewno wyglądam dobrze. Chwilę później zobaczyłam B., który podszedł do mnie i przywitał się klasycznym pocałunkiem w policzek. Zaczęliśmy spacerować po mieście, ponieważ było jeszcze dużo czasu do koncertu. Tym razem ja przejęłam pałeczkę przewodnika, a kiedy już obeszliśmy większość miejsc, weszliśmy do restauracji i zamówiliśmy dwa dania obiadowe. Jedliśmy, piliśmy piwo, rozmawialiśmy. Czas mijał bardzo przyjemnie. Później udaliśmy się do mnie, żeby zostawić rzeczy i ruszyliśmy na koncert. Chciałam, żeby czas z B. był idealny, ale od razu zaczęło się wszystko sypać, kiedy na krótkim przejściu przez jezdnię gdzie praktycznie rzadko jakiś samochód jeździ, złapała nas policja. B. nie miał aktualnie wpisanego miejsca zameldowania więc policjant dał wybór, że albo płaci teraz, albo zabierają go na komisariat. Niestety B. nie miał przy sobie gotówki więc ja zapłaciłam za niego na miejscu. Nie myślałam wtedy tak naprawdę o pieniądzach, lecz o tym, że przez moją nieuwagę zaliczyliśmy mandat i przy okazji było mi bardzo głupio. B. mnie uściskał i zapewnił, że nic się nie stało, lecz ja i tak miałam już zepsuty humor. Na koncert dotarliśmy w idealnym momencie, ponieważ gdy weszliśmy to równo z nami weszła kapela. Koncert był świetny, zespół dał czadu, ale my i tak bawiliśmy się średnio, choć na paru piosenkach B. mnie ściskał i trzymał za rękę. Po koncercie szybko wróciliśmy do mnie, ponieważ było zimno a ja byłam w cienkiej sukience. Po drodze B. wypłacił pieniądze i oddał mi za mandat, choć ja nie chciałam. W monopolowym kupiliśmy po dwa piwa i gdy już byliśmy u mnie to zaczęliśmy rozmawiać i pić. Było to piwo może 4 procentowe więc nie było szansy się upić. Raczej robiłam się coraz bardziej zmęczona i senna. Wtedy B. patrzył na mnie swoimi dużymi oczami łapiąc mnie za dłonie po czym cmoknął mnie w usta a ja zapytałam, dlaczego tak postąpił. Zaczął się tłumaczyć, że chciał to zrobić już na peronie, potem na koncercie i mówił cały czas, że mu się bardzo podobam. Później przytulaliśmy się na łóżku i zaczęliśmy się całować. Wszystko wyszło za szybko, ale starałam się o tym nie myśleć, ponieważ mimo iż kuła mnie jego broda to całował nieziemsko. Później B. zaczął znowu mówić jak bardzo mu się podobam, że dla zwykłej koleżanki nie przyjechałby tu, że jestem jego malutką kruszynką a ja zaczęłam to wszystko wsiąkać w siebie jak woda w gąbkę. To było bardzo naiwne, ale dałam się ponieść chwili. Na szczęście nie doszło do niczego więcej. Rano zaczęłam robić śniadanie i rozmowa z B. nie kleiła się już jak wczoraj. Zachowywał się dziwnie i zaczął się wywyższać nagle swoim intelektem nad innych. W południe odprowadziłam B. na pociąg powrotny. Rozstaliśmy się w dziwnej atmosferze. Nie przytulił mnie ani nie uczynił żadnego gestu w stosunku do mnie. Powiedział może tylko dwa zdania, że się spotkamy w niedalekiej przyszłości, po czym odjechał. Łzy popłynęły mi po policzkach, ponieważ poczułam się wykorzystana tak jakby ktoś zabawił się moimi uczuciami, a nie miałam pojęcia co zrobiłam źle. Wróciłam do domu przygnębiona czekając na odzew od B. ale on nie przychodził. Jak można się domyślić później kontakt zaczął się urywać. Nigdy nikt mi tak serca nie złamał a ja czułam, że on jest moją bratnią duszą i tęskniłam za nim tak bardzo, że z rozpaczy przestałam jeść. Pogłębił się mój stan depresyjny i w jednej chwili znowu wszystko się zawaliło a na twarzy zagościł mi smutek. Odzywałam się do B. od czasu do czasu, ale on odpisywał bardzo obojętnie, czasem niemiło a czasem w ogóle. Nie miałam pojęcia, jaki błąd popełniłam i to mnie bolało najbardziej. Wolałam szczerą do bólu prawdę niż niewiedzę, ale nie mogłam się od niego doprosić wyjaśnień swojego zachowania. Zaproponowałam więc spotkanie w jego mieście. Znowu udawałam, że mam tam do załatwienia pewną sprawę a tak naprawdę pojechałam specjalnie do niego z dnia na dzień po zajęciach. Pan B. postanowił mi poświęcić godzinę więc poczekałam na niego pod pracą. Zjawił się i zachowywał jakby nic się nie stało, jakby nie miał żadnych uczuć, jakby do niczego nie doszło i zapomniał, że dwa tygodnie wcześniej całował mnie i gorąco zapewniał, że mu się podobam, jaka jestem wspaniała i uważał mnie za dość bliską mu osobę. Rozmawialiśmy na różne poboczne tematy. Niestety bałam się poruszyć tematu, który mnie bolał, bo znowu dosyć miło się rozmawiało i w głębi duszy myślałam, że wszystko samo się ułoży, że wróci ten B., którego znałam. Wiem, że wszystko za szybko sobie wyobraziłam, ale w końcu to nie ja zrobiłam pierwszy krok, tylko on i jeżeli tak nie myślał to po co to mówił skoro i tak do niczego więcej nie doszło. W mojej głowie pojawiało się mnóstwo myśli. Po godzinie musiałam wracać do siebie, ponieważ miałam ostatni pociąg. B. odprowadził mnie na peron i myślałam, że powie coś miłego na pożegnanie, ale on był zimny jak lód. Dosyć inaczej wyobrażałam sobie moją wyprawę w jego strony, ale sądziłam, że będzie jak kiedyś. Niestety się pomyliłam. Kontakt się urywał coraz bardziej. B. nie chciał ze mną rozmawiać a jak już to robił to wyczuwałam jakby pisał ze mną z przymusu. Było mi tak źle, że płacz był moim najbliższym przyjacielem i gościł u mnie praktycznie codziennie. Po jakimś czasie zaczęłam pomału oswajać się z tą sytuacją, lecz B. wtedy wysyłał do mnie raz na jakiś bardzo rzadki czas jednego smsa, a gdy ja mu odpisywałam to już nie dostawałam zwrotnej odpowiedzi. Czułam, że się mną bawi a dokładniej moimi uczuciami. Zastanawiałam się, dlaczego po prostu już nie odpuści skoro nie chce mieć ze mną kontaktu, lecz on mnie co jakiś czas wciąż zwodził a ja za każdym razem miałam nadzieję, choć przyjaciółki mi nie raz mówiły, żebym nie dawała mu tej satysfakcji z odpisania mu, ale ja nie mogłam. Uczucia były silniejsze i mówiłam sobie, że mu wybaczę niech tylko da jakiś znak, lecz on wciąż zachowywał się tak samo. Po pewnym czasie zaczęłam mocno sobie wmawiać, że go nienawidzę, lecz okłamywałam samą siebie, bo nie potrafiłam go nienawidzić. W kwietniu chorowałam prawie miesiąc i gdy udało się nawiązać kontakt z B. to zachował się tak jakby go to obeszło. Czułam, że nic go nie obchodzę. Tak minął kwiecień, maj, czerwiec aż nadszedł lipiec, w którym pojawiła się znowu złudna nadzieja. Dostałam wiadomość od B.:

"Nie chcę tracić z Tobą kontaktu."

Miałam nadzieję, że zrozumiał swój błąd i dostanę, chociaż jakieś marne „Przepraszam” ponieważ byłam skłonna mu wybaczyć i nawet gdyby nic z tego nie wyszło to liczyła się dla mnie choćby jego przyjaźń, bo naprawdę był człowiekiem, z którym mogłam porozmawiać na każdy temat. Znowu zaczęłam sobie roić chore i nierealne wizje naszego spotkania. Mogłam to przewidzieć, że Pan B. znowu zakpił z moich uczuć, a co było najgorsze: Nie zdawał sobie z tego sprawy. Najgorsze było to, że był to już dorosły mężczyzna a dokładniej mówiąc dwudziestosześcioletni, który chyba wciąż nie dorósł na tyle, aby wiedzieć jak powinien się zachowywać. Poznałam zupełnie innego człowieka. Zimnego sukinsyna bez uczuć.

10 sierpnia

Minęło już sporo czasu od pobytu Pana B. u mnie. Wciąż jestem skłonna mu wybaczyć jego zachowanie, lecz już wiem, że mimo wszystko nigdy nie chcę już go spotkać ani mieć z kim kontaktu. Dalej jestem słaba i mogłabym ulec jego urokom, ale nie na tyle głupia, aby chcieć coś więcej. Poznałam jego prawdziwą twarz tak naprawdę dopiero po przeczytaniu artykułu mojej przyjaciółki na temat jej byłego związku. W moim przypadku znajomość z B. nie trwała długo i dzisiaj myśląc o tym cieszę się, że tak się stało niż żeby miało to trwać kilka lat, a on wcześniej czy później zacząłby mnie niszczyć. W opisanej przeze mnie historii nie ma jakiś specjalnych sytuacji, lecz jest to ewidentna zabawa czyimiś uczuciami oraz zwodzenie bez przyczyny. Dałam mu się omamić a on wykorzystał to i myślę, że bawiłby się mną dalej, gdyby nie odległość, jaka nas dzieliła. Nigdy nie było u niego poczucia winy a co dopiero mówić o sumieniu. Uważał się za jednostkę idealną wręcz perfekcyjną o wysokim ilorazie inteligencji. Kiedyś pisząc mi jak tęskni przestał z dnia na dzień reagować na moje wiadomości, prośby czy słowa. Brak empatii było w nim czuć już dawno, lecz starałam się tego nie dopuszczać do siebie. Nie reagował nawet na czułość, jaką mu okazywałam a emocje jakby zgubił po drodze.


***

Wracając do początkowego pytania „Co ze mną jest nie tak?” mogę powiedzieć wszystkim, że ja już dziś nie zadaję sobie tego pytania, ponieważ wiem, że ze mną jest wszystko w porządku. To nie ja mam problem, lecz problem ma Pan B. a konkretniej mówiąc jest on typowym „Piotrusiem Panem". Tak, dziś już jestem w stanie jasno i logicznie myśleć i teraz wiem z kim miałam do czynienia. Tacy jak B. polują na takie wrażliwe, uczuciowe osoby udając kochanych, wspaniałych wręcz idealnych zwodzicieli aby potem móc obnażyć swoją prawdziwą naturę i dokończyć swoje dzieło wykorzystując osobę, którą podobno uważają za bliską sobie. Mogę stwierdzić, że miałam szczęście w nieszczęściu, ponieważ dla mnie szybko skończyła się ta znajomość i nie straciłam ze swojego życia ponad dwóch lat jak moja przyjaciółka a jedynie pół. Mimo wszystko ta sytuacja nauczyła mnie aby nie ufać tak szybko i bardzo uważać na osoby, z którymi chcemy budować związek, ponieważ tak naprawdę nigdy nie wiemy co znajduje się po drugiej stronie „maski".

Blue

niedziela, 7 sierpnia 2016

Kameleon...

Kameleony to piękne gady z grupy jaszczurek. Słyną one ze zdolności do zmiany ubarwienia, długiego języka, oryginalnej budowy ciała. Bez wątpienia, są to najpiękniejsze stworzenia, jakie kiedykolwiek widziałam. Nie wiem jak innych, ale mnie w pełni oczarowały i robią to za każdym razem, kiedy tylko na nie spoglądam.

Zaczarował mnie również jeden taki osobnik. Niepozorny. Miły. Wychowany. Jednym słowem był cudowny. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. To, w jaki sposób się poznaliśmy. Dla mnie na pewno magiczny. Nasze początkowe, wspólne wypady. Dzielenie się czasem, przeżyciami… Szczerość? Idealnie umiał się wpasować w ideał mojego faceta… Przedstawię Wam zatem historię z mojego życia. Historię, która odmieniła to życie o równe 180 stopni. Mimo wielu przykrości, zdobyłam cenną wiedzę potrzebną każdej kobiecie. Wiedzę, która powinna być dla nas podporą w chwilach słabości i obroną przed pustymi i dennymi słowami kameleonów.

Nie potrafię wymazać z pamięci dnia poznania mojego „wymarzonego” mężczyzny. Pojawił się nagle. Tak, jakby spadł mi z nieba. Jakiś Aniołek zesłany prosto z góry. Śmieszne, ale na samym początku wydawał się... wręcz idealny. Tamten czas był dla mnie jednym z najlepszych. Byłam bardzo szczęśliwa – pamiętam to doskonale. Pojawił się On i jakoś zaczarował. Choć zupełnie nie mój typ faceta, wręcz całkowicie nie przepadałam za typowymi mięśniakami, on miał w sobie to coś. Z każdym kolejnym spotkaniem wydawało mi się, że śnię. Robił wszystko to, o czym marzyłam. Nieprzewidywalny, spontaniczny, romantyczny. Uderzał w dziesiątkę za każdym razem. Powodował tak, bym mu zaufała. Mimo że z trudnością przyszło mi wypowiedzenie dwóch ważnych słów... pokochałam go. Wszyscy uważali nas za parę idealną. Niepojęta moc ciągnęła nas ku sobie. Zwariowaliśmy. A przynajmniej ja. Naprawdę, wtedy było niesamowicie.  Ale jak wszystko, do czasu.
Na chwilę dzisiejszą zdaję sobie sprawę, że rozstanie z Nim było czymś, co musiało nastąpić i było to dobrą decyzją. Inaczej zostałyby po mnie strzępki czegokolwiek. Z uśmiechniętej, wrażliwej, spokojnej, cieszącej się z najdrobniejszych rzeczy dziewczyny, stawała się coraz bardziej nerwowa, zestresowana i wybuchowa baba. Zła i okropna.

Wiecie kim jest socjopata? Socjopata to człowiek z antysocjalnymi zaburzeniami osobowości, które przejawiają się m.in. brakiem poczucia winy, niezdolności do jakichkolwiek wyższych uczuć, niezdolności do związku opartego na czystej i zdrowej miłości. Taki człowiek uważa się za wybitną jednostkę, dla której nie liczy się nic, prócz czubka własnego nosa. Dąży do celu po trupach. Kameleon jest rodzajem socjopaty, który potrafi się idealnie wczuć w daną sytuację. Potrafi omamić, oczarować, opowiedzieć odpowiednie bajeczki, dla osiągnięcia własnych korzyści. Nie wie co to miłość, za to doskonale wie czym jest SEKS. Potrafi być charyzmatyczny, czarujący. Uwielbia manipulować swoją „zdobycz” i nie potrafi zbudować zdrowej, dobrej relacji.

Dopiero niedawno dotarło do mnie, że mój wymarzony jest socjopatą. Chociaż każdy próbował otworzyć mi oczy, ja nie potrafiłam przyjąć tego do świadomości. Kochałam go ślepo i wciąż wierzyłam, że jest dobrym, lecz troszkę zagubionym chłopakiem. Widziałam go przez pryzmat osoby, którą kiedyś mi stworzył. Byłam naiwna. Chyba nadal jestem. Potrafię kochać całym sercem, z całych sił. To smutne, że musiało wydarzyć się to wszystko, co się wydarzyło, bym przejrzała na oczy i w końcu zrozumiała, że moi przyjaciele naprawdę mają rację. Zakochana, głupia i naiwna. Ty nie bądź taka! Obudź się na czas.

Pamiętam, jak dwa lata temu dziękowałam Bogu, że zesłał mi takiego człowieka. Dziwiłam się, że Ten Najwyższy uznał, że zasługuję na taki Skarb. Idealny, bezkonkurencyjny. Był wspaniały. Każdej mojej przyjaciółce życzyłabym wtedy takiego faceta. Śmieszne, że robił to wszystko by tylko osiągnąć to, co chciał. Nie ukrywam, dużo i często kochaliśmy się. Zawsze było tego pełno w naszym wspólnym życiu. Widziałam, że jest to dla niego bardzo istotne. Pewnego razu, powiedziałam mu: „Kochanie, zatraciliśmy to, co najważniejsze. Pamiętaj, że nie zbudujemy dobrego związku, jeżeli zapomnimy o uczuciach. Ciągle mówisz o jednym. Gdzie podziały się uczucia? Miłość? Tak bardzo mi tego brakuje”. I na chwilę znów powróciła miłości lawina. Lecz co jakiś czas ona znikała. Pod koniec, mężczyzna, z którym chciałam dzielić resztę życia, nie chciał mnie nawet przytulić, pocałować. Nie potrafił sam powiedzieć, że mnie kocha, a na pytanie odpowiadał „przecież powinnaś to wiedzieć”. A skąd miałam to wiedzieć? Po słowach, że jak wyjedzie, to nie będzie opłacało mu się do mnie przyjeżdżać, a związek na odległość sensu nie ma? Że wszystko robię źle, najgorzej, a każda inna dziewczyna jest o niebo lepsza, w niemalże w każdej dziedzinie. Że nic nie potrafię, jestem nudna i niczym mu nie imponuję, nie potrafię zaciekawić? Że moje pasje są niczym ważnym, błahym i ogólnie to jestem beznadziejna. Po tym miałam to wiedzieć? Wiecie jaka byłam w tamtym momencie głupia? Uwierzyłam w każde jedno jego słowo. Obwiniałam się, że przeze mnie, przez moja nudną i głupią osobę, nie potrafimy się dogadać. Starałam się każdego dnia coraz więcej. Coraz więcej dawałam od siebie i w zamian słyszałam.. „a niby co ty dla mnie robisz?” Właśnie, co? Masaże, jedzenie, sprzątanie, bycie na każde zawołanie. Wspieranie w trudnych chwilach i spełnianie wszystkich jego oczekiwań. A w zamian? Czasem mnie przytulił. Kiedy ja potrzebowałam porozmawiać, nigdy nie odbierał. Mogłam sobie dzwonić do usranej śmierci. Kiedy prosił mnie o coś, bym coś zrobiła i to wykonałam, słyszałam słowa krytyki, że jestem beznadziejna i na pewno zrobiłby to lepiej. Tego wszystkiego było tak wiele, że aż serce pęka, kiedy przypominam sobie tego typu sytuacje. Był ich ogrom. Najważniejszą i tą, która zabolała najbardziej było usłyszenie: „Na miłość trzeba zasłużyć. Ty na nią w tej chwili nie zasługujesz”. I ja w to uwierzyłam. Każdego dnia starałam się bardziej, by jeszcze bardziej „dostać w twarz”. Z nadzieją, że może dziś doceni i powie długo wyczekiwane słowa, coraz to bardziej czułam tylko zawód i smutek. Taki człowiek nigdy się nie zmieni.

Straciłam poczucie swojej kobiecości, pewności siebie, wiary w to, że mogę osiągnąć naprawdę wiele. Każdy mój element ciała, wyglądu, również był krytykowany. A przecież w związku chodzi o to, by akceptować wszystkie swoje niedoskonałości. On później potrafił nawet sprawić, bym czuła kompleks tego, co serio we mnie jest świetne. Każdy powtarzał mi tylko, że jestem cieniem własnej siebie. Że wyglądam okropnie. I tak też było. Ważyłam ledwo 40 kg. Buzia, która kiedyś była gładka jak pupa niemowlęcia, okryła się pasmem pryszczy. Widać było po mnie zmęczenie i brak jakichkolwiek chęci. Włosy siwiały mi w przerażająco szybkim tempie. Paznokcie, które normalnie mam silne, długie i naprawdę piękne, łamały się nawet jak lekko stuknęłam w biurko. A ja tego wszystkiego nie dostrzegałam.

Dopiero, kiedy skumulowało się wiele, zachowywałam zimną krew. Mimo łez, które napływały sumieniami i tej cholernej bezradności. Zostałam oduczona przytulania, okazywania jakichkolwiek uczuć. To mi pomogło wziąć się w garść. Zrozumiałam, że osoba, którą kocham nad życie, nie kocha mnie. Nie kocha, bo mnie nie szanuje, depcze moją godność na każdym kroku, nawet malutkim. Poniża we wszystkim. Krytykuje. Upokarza. Nie działały na niego litry łez i prośby. Krzyki bezradności. Nic. Teraz wiem, że on po prostu nie jest zdolny do odczuwania jakichkolwiek wyższych uczuć. Nie wie co to współczucie. Nie zna pojęcia miłości, a słowa „Kocham Cię” są puste jak.. on sam w środku. Pamiętam, jak kiedyś, chyba w złości powiedziałam, że jest pusty. Bardzo, go to poruszyło. Teraz wiem, czemu. Zdemaskowałam kameleona.

Kameleona cechuje też bardzo ważna rzecz, która uśpi Twoją czujność. Na początku jesteś dla niego najukochańszą, najlepszą, najwspanialszą dziewczyną. Kocha w Tobie wszystko i wszystko jest bezkonkurencyjne. Podziwia Cię na każdym kroku. Komplementuje. Sprawia, że czujesz się przy nim jak księżniczka. Dba, troszczy się. Wszystko po to, by potem osiągnąć i dostać to, czego pragnie. I dostaje. A jak mu się to wszystko znudzi albo stwierdzi, że nic więcej nie potrafisz mu dać, robi wszystko byś tylko czuła się najgorzej.  Jednym słowem – podsyca naszą miłość, by później móc traktować podle.

Słabe, wrażliwe, uczuciowe, zakompleksione dziewczyny to najlepsza ofiara dla takich kameleonów. Czują nad taką sporą władzę. Jest łatwym obiektem do manipulacji i zamydlania oczu. Wszystkie bajeczki połyka z łatwością i może nią dyrygować jak marionetką. Wręcz wmawia Ci, że jesteś grosza. To przykre.
Po opowiadaniu tego, co dzieje się w moim związku, kilka razy słyszałam od przyjaciółek i bardzo bliskich mi osób, że zachowuje się tak, jakby ranienie mnie dawało mu przyjemność. I chyba się nie mylili. On nie odczuwa współczucia. Nic z tych rzeczy. Bezwzględny, wyrafinowany. Wmawia Ci, że to on ma zawsze rację, a ty masz nie słuchać przyjaciół, bo chcą dla Ciebie źle. Znasz to?

Potrafi oczarować wszystkich. Szczególnie kobiety są nim zachwycone. Niestety, na krótki czas. Potrafi być zabawny, towarzyski. Uważa się za nieprzeciętną jednostkę, więc to przyciąga. To on jest najmądrzejszy. To on potrafi wszystko. Wytyka błędy innym. Krytykuje. Wyśmiewa. Nie okazuje szacunku, nie tylko swojej kobiecie. Wiele razy słyszałam kąśliwe uwagi na temat moich bliskich. Ośmieszał moich przyjaciół i łapał się szczególnie rzeczy mówionych w tajemnicy. Okrutne. To też kolejna cecha socjopatów.

Mimo, że z początku był zawsze, kiedy tego potrzebowałam, z każdym kolejnym dniem to ulegało zmianie. Jak wspominałam wcześniej, mogłam dzwonić do usranej śmierci, a on nie raczył podnieść słuchawki. Dopiero kiedy to on miał chwilę, nudził się i chciał pogadać, wtedy zadzwonił, ale tylko dlatego, by pogadać.. o sobie. Dla niego, to on sam jest najważniejszy i nic poza tym nie ma znaczenia.

Z czasem zaczęłam dostrzegać jego wady. Musiałam usłyszeć wiele przykrych słów i przeżyć z nim naprawdę wiele chwil  upokorzenia, by przejrzeć na oczy. Momentami jestem zła, ale nie posiadałam wcześniej wiedzy, jaką posiadam na dzień dzisiejszy. Pamiętam, jak kiedyś wracałam od niego w środku nocy. Umówiliśmy się, że zadzwonię, jak wrócę. Nie odbierał, dzwoniłam kilkanaście razy. Przestraszona, że coś mu się stało, wybiegłam z domu (mieszkamy 5 minut od siebie). Oznajmił mi, że wyleciało mu to z głowy.. A na deser wyśmiał i skrytykował, że przybiegłam. Gdyby mnie gwałcili, napadli, obrabowali, nie mogłabym polegać wtedy na swoim facecie.

 Tak jak kameleon, tak i tego typu facet potrafi przybrać wiele póz by akurat wpasować się w sytuację. Uspokoić Twoją czujność i dostać to, czego pragnie. Jest wspaniałym mówcą, który potrafi tak zagadać, że zapomnisz o Bożym Świecie. Posiada bardzo rozdmuchane ego – wchodząc na nie  i szukając jego poziomu IQ na pewno wpadłabyś w niekończącą się przepaść. Potrafi być podekscytowany Waszą znajomością i wmawiać Ci miłość tak, że przenosiłabyś w końcu dla niego góry. Dopiero później okazuje się, że ma dwie osobowości – w jednej chwili Cię kocha bezgranicznie, by później znienawidzić z całego serca. Bezwzględnie gra na Twoich uczuciach i ma głęboko w nosie Twoje cierpienie. Nie jest w stanie przyjąć swojej winy na klatę, swoich błędów. Zawsze obwinia o wszystko innych, a takowej nie widzi w sobie. Często kłamie i wymyśla niestworzone bajeczki, a przede wszystkim w znajomości liczy się dla niego… SEKS.

Rozpisałam się. Jest jeszcze wiele rzeczy, które mogłabym opisać. Cech, które mogłabym przypisać socjopacie, jednakże mój tekst nie miałby wtedy końca. Dziewczyny, wiadomo, jedna cecha z wyżej wymienionych przeze mnie z fajnego chłopaka nie czyni socjopaty. Jednak jeśli ptaszki zaznaczycie przy więcej niż dwóch… miejcie oczy szeroko otwarte. Pamiętaj, szczęśliwego związku opartego na prawdziwej i pięknej miłości z tego typu człowiekiem nie zbudujesz. A po co tracić najlepsze lata swojego życia na kogoś, kto nie pokocha Cię nigdy i nie będzie szanował? Daj szansę komuś innemu! Wierzę w Ciebie. Powodzenia! 

MałyCwaniak :)