czwartek, 11 sierpnia 2016

Co ze mną jest nie tak?


Dzisiaj swoim tekstem poczęstuje nas Blue - moja przyjaciółka. Co jakiś czas będę umieszczać jej dzieła na swoim blogu, by moje bazgroły tak szybko Wam się nie znudziły 🙂


Zapraszam do lektury. Zapoznajcie się, co prawda z dość obszerną, lecz niezwykle ciekawa historią z życia. Przed Wami Blue.



Co ze mną jest nie tak?

To pytanie zadaje sobie wiele osób, które mają problem ze znalezieniem swojej drugiej połówki. Zadaję sobie to pytanie i ja. Do tej pory miałam problem ze znalezieniem bratniej duszy, a kiedy już odnajdywałam taką osobę, kończyło się na tym, że była zajęta, urywała kontakt po jednym spotkaniu lub słyszałam standardowe „Jesteś ładną i mądrą dziewczyną, ale...". Jestem młoda i zdaję sobie sprawę z tego, że jeszcze przede mną wiele zauroczeń, jak i rozczarowań, lecz każdy z nas niezależnie od wieku pragnie być szczęśliwy a mi do szczęścia brakowało tylko tej jednej jedynej osoby, pomimo iż mam wspaniałą rodzinę oraz wielu znajomych i przyjaciół. Samotność dopadała mnie coraz głębiej, gdy tylko słyszałam opowiadania znajomych lub widziałam ich poczynania względem drugiej osoby. Też chciałam mieć kogoś z kim będę mogła dzielić dni a najlepiej lata, bo jak kochać to już do końca. Niestety jestem nieuleczalną marzycielką-romantyczką i zawsze wyobrażam sobie za dużo i za szybko. Jestem niedzisiejsza i nie potrafię tego zmienić, ale przejdę do sedna opowieści.

28 grudnia

Był poniedziałek, czyli początek nowego tygodnia i przy okazji dzień wolny w przerwie świątecznej. Odwiedziłam przyjaciółkę, która wraz z chłopakiem przeprowadziła się na drugi koniec miasta. Jak zwykle zaczęłyśmy pichcić wspólnie ulubioną potrawę. Później rozsiadłyśmy się wygodnie przy stole, a J. zaczęła mi malować paznokcie swoimi lakierami. Podczas gdy ona tworzyła swoją artystyczną wizję na moich paznokciach, ja zaczęłam przeglądać jeden z komunikatorów społecznych. Po chwili zobaczyłam, że mam nowego obserwatora, więc postanowiłam zajrzeć na jego profil. Nie zrobił na mnie jakiegoś wyjątkowego wrażenia, ale też go zaczęłam obserwować. Następnego dnia wieczorem siedziałam już samotnie w moim pokoju i oglądałam telewizję, po czym zobaczyłam wiadomość od mojego obserwatora, którego będę nazywać Pan B. Jego słowa wydały mi się bardzo inteligentne, wręcz nawiązaliśmy miłą konwersację. Okazało się, że mamy dużo wspólnych zainteresowań. Pisało nam się tak dobrze, że nie mogąc się doczekać odpowiedzi od B., wciąż zaglądałam w telefon. Od dawna z nikim mi się tak wspaniale nie rozmawiało. Oczywiście różniliśmy się w niektórych sprawach, ale i tak dochodziliśmy do konsensusu. Jedyne co przeszkadzało nam w znajomości to odległość jaka dzieliła nasze miasta od siebie, lecz plusem było to, że on mieszkał w mieście, które ja uwielbiałam odwiedzać i przyjemnością było dla mnie wybierać się tam tyle razy ile czas i pieniądze pozwalały. Tydzień później zaplanowałam całą wycieczkę do niego i na swój genialny plan namówiłam przyjaciół, przedstawiając im logiczne argumenty a oni z dnia na dzień przystali na moją propozycję wyjazdu chcąc mnie uszczęśliwić i przy okazji spędzić miły wieczór w mieście, w którym jeszcze nigdy nie byli. Poinformowałam Pana B., że w połowie lutego zamierzam odwiedzić jego rejony ze znajomymi, nie mówiąc mu, iż wszystko zaplanowałam tylko dla niego. B. się bardzo ucieszył i zarezerwował sobie czas na ten dzień oraz wziął wolne z pracy. Cały styczeń minął nam na wspólnych rozmowach, dyskusjach, wymianach poglądów oraz zwierzeniach. B. pisał mi dużo komplementów oraz lekko flirtował ze mną. Na widok jego wiadomości od razu promieniałam, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Wszyscy zauważyli, że jestem szczęśliwa a im bardziej zbliżał się dzień spotkania, tym bardziej się denerwowałam.

14 luty

Dzień naszego spotkania przypadł na święto św. Walentego. Przypadek? Wtedy myślałam, że przeznaczenie. Była to jedyna niedziela, która pasowała nam na wyjazd więc mimo iż czułam się skrępowana, informując B., że spotkamy się w Walentynki, nie miałam wyboru. On nie miał nic przeciwko a wręcz cieszył się, że będzie w końcu mógł poznać tak wspaniałą dziewczynę, jak ja. Specjalnie kupiłam sobie nową bluzkę oraz sweterek, aby wypaść dobrze. Stres był niemiłosierny. Chciałam, żeby było idealnie a wręcz czułam, że to będzie mój dzień, moja chwila, w której mam szansę zabłysnąć i spotkać „miłość życia". Podróż przebiegła bez problemów. Dojechaliśmy na czas, lecz później błądziliśmy w poszukiwaniu hostelu, w którym wynajęliśmy apartament na jedną dobę. Wszystko zaczęło się przeciągać i mój plan się rozsypał. Umawiałam się z B. koło godziny 16 a tymczasem była już 18. Zaczęłam się martwić, że nic nie wyjdzie z naszego spotkania, ponieważ musieliśmy iść jeszcze coś zjeść na miasto. Wysyłałam do Pana B. SMS-y, że się spóźnię aż w końcu wyczułam, że jest coś nie tak, gdy przestał odpisywać. Po zjedzonej obiadokolacji zadzwoniłam do niego i poinformowałam, że mogę się już spotkać. Okazało się, że właśnie wchodził do mieszkania, lecz udało nam się umówić na 20 pod rotundą. Bardzo zestresowana, pożegnałam przyjaciół w knajpie i poszłam w stronę miejsca spotkania. Próbowałam udawać uśmiech, lecz pojawiały mi się w głowie różne myśli. Wszystko było bardzo lekkomyślne. Znajomość przez internet, spotkanie z obcym mężczyzną w obcym mieście i ja sama. Zjawiłam się na miejscu pierwsza i nie musiałam długo czekać, ponieważ B. cały zdyszany przybiegł do mnie, pocałował mnie w policzek i nawet nie dał powiedzieć „Cześć” ponieważ od razu zaczął mówić i prowadzić mnie do restauracji, która była w pobliżu. Była to bardzo ładna i klimatyczna restauracja. Po wejściu musieliśmy okazać swoje rzeczy do szatni, po czym zostaliśmy zaprowadzeni do stolika. Pan B. polecił mi wybór jednego z drinków, ponieważ znał się na tym. Spoglądając w cennik popadłam w lekkie osłupienie, ale stwierdziłam, że trudno zapłacę za tego drinka byle by to był cudowny wieczór. Czas mijał w miłej atmosferze. Popijaliśmy drinki oraz rozmawialiśmy. Po pewnym czasie B. poprosił kelnerkę o rachunek i zadeklarował płatność kartą. Zaczęłam mu tłumaczyć, że zapłacę za siebie, ale on obrócił sprawę w żart i oczywiście nie pozwolił mi zapłacić. Wyszliśmy z restauracji i ruszyliśmy w dalszą drogę. Szliśmy wolnym krokiem a on opowiadał mi o napotkanych miejscach. Widać było, że miał dużą wiedzę. Tematy nam się nigdy nie kończyły. Spacerowaliśmy a na dworze robiło się coraz zimniej więc B. zaproponował gorącą czekoladę w jednym z lokali. Przystałam na jego propozycję i stwierdziłam, że tym razem ja zapłacę, ale B. okazał się szybszy. Imponował mi całym sobą, tym co mówił, w jaki sposób mówił, jak się zachowywał w stosunku do mnie. Po odebraniu gorącej czekolady zaczęliśmy kontynuować spacer w kierunku parku. Napotkaliśmy muzealną ławkę, która posiadała magiczny przycisk i przez kilka minut można było posłuchać Chopina. Szliśmy dalej a w tle brzmiała muzyka. To brzmi niewiarygodnie, ale było jak na filmach. Robiło się coraz zimniej i było już po 23 a my mimo to dalej spacerowaliśmy i postanowiliśmy wejść na plac zabaw. Oczywiście o tej godzinie to już żywej duszy nie można było tam spotkać więc zaczęliśmy się huśtać jak małe dzieci, śmiać i dalej spędzać miło czas. Nie daleko znajdował się pub gdzie można było się napić najróżniejszych odmian piw. Nigdy nie byłam w takim miejscu więc bardzo mi się podobało. Chciałam w końcu postawić piwo Panu B. ale on znowu mi nie pozwolił i zamówił dwa dość drogie piwa o oryginalnym smaku. Zbliżała się północ a ten wieczór nie miał końca. Chciałam, aby trwał i nigdy się nie kończył, choć byłam już lekko zmęczona. B. chciał mnie odwieźć taksówką, ale nie miał numerów więc gdy wyszliśmy z lokalu to akurat zaprowadził mnie pod jego mieszkanie i zaprosił do środka. Miałam dużo obaw w końcu to było bardzo lekkomyślne i niebezpieczne, ale jakaś cząstka mnie nie mogła wierzyć w to, że ten cudowny chłopak mógłby chcieć mnie skrzywdzić więc się zgodziłam wejść. Mieszkanie było duże i przestronne. B. szybko sprawdził numery i poszliśmy się przejść jeszcze nad rzekę. Po chwili wspólnej refleksji chciał dzwonić po taksówkę, ale zaproponowałam, żebyśmy się przeszli spacerem do mnie. B. się zdziwił, ale jednocześnie ucieszył, bo mimo dalekiej drogi uznał, że spędzi więcej czasu ze mną. Droga zajęła nam około dwóch godzin, ale bardziej skupialiśmy się na wspólnej rozmowie i gdy byliśmy już na miejscu to na pożegnanie wymieniliśmy jeszcze kilka zdań oraz przyjacielski uścisk. Byłam bardzo szczęśliwa, a jednocześnie zaniepokojona tym czy jeszcze się odezwie. Jego reakcja była tak szybka, że przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Dostałam SMS z cudownymi komplementami. Oczywiście po przyjściu musiałam wszystko wyśpiewać przyjaciołom, którzy równie świetnie się bawili pod moją nieobecność.
Następnego dnia spakowaliśmy się, pozwiedzaliśmy jeszcze miasto i wróciliśmy do domu.

***

Nadszedł koniec sesji zimowej i znowu zaczęły się zajęcia na uczelni. Od spotkania z B. minęły dwa tygodnie. Nasze relacje się trochę ochłodziły, ponieważ pytałam, czy teraz on przyjedzie do mnie, ale zaczął się wykręcać, że nie ma czasu. Zrobiło mi się przykro, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Myślałam, że to było tylko jedno spotkanie i koniec jak reszta moich innych randek. Tymczasem podczas jednego z wykładu dostałam SMS od B.:

"Załatw sobie wolne w piątek. Będę w ******** i idziemy na koncert. Dostałem dwa bilety od koleżanki z pracy. :) Może tak być? ;>"

Moja radość w tamtym momencie była nie do opisania. Już do końca zajęć nie mogłam się skupić. Do przyjazdu B. zostały tylko trzy dni więc zaczęłam wszystko planować i powoli się szykować. Myślałam, że gdy przyjedzie do mnie to zrobi tak jak ja będąc u niego: wynajmie sobie hostel, ale on w ogóle o tym nie wspomniał i tylko stwierdził, że ja wrócę do domu a on sobie przeczeka na dworcu na pierwszy poranny pociąg. Oczywiście ja z dobrym sercem szybko oznajmiłam, że nie pozwolę mu czekać tyle godzin samotnie w nocy więc zaproponowałam nocleg u mnie z uwagi, że mieszkanie w tamtym okresie stało puste. Pan B. przystał na moją propozycję a ja zaczęłam sprzątać mieszkanie, kupować zaopatrzenie do lodówki oraz zrobiłam specjalnie sałatkę według przepisu przyjaciółki, bo w końcu „przez żołądek do serca".

4 marzec


B. często wspominał, że lubi dziewczyny w sukienkach lub w spódnicach a na ostatnim naszym spotkaniu miałam spodnie więc postanowiłam mu to zrekompensować. Pociąg miał przyjechać punktualnie o 16, lecz spóźniał się już 5 minut a ja w tym czasie nerwowo wyciągałam lusterko wciąż patrząc czy na pewno wyglądam dobrze. Chwilę później zobaczyłam B., który podszedł do mnie i przywitał się klasycznym pocałunkiem w policzek. Zaczęliśmy spacerować po mieście, ponieważ było jeszcze dużo czasu do koncertu. Tym razem ja przejęłam pałeczkę przewodnika, a kiedy już obeszliśmy większość miejsc, weszliśmy do restauracji i zamówiliśmy dwa dania obiadowe. Jedliśmy, piliśmy piwo, rozmawialiśmy. Czas mijał bardzo przyjemnie. Później udaliśmy się do mnie, żeby zostawić rzeczy i ruszyliśmy na koncert. Chciałam, żeby czas z B. był idealny, ale od razu zaczęło się wszystko sypać, kiedy na krótkim przejściu przez jezdnię gdzie praktycznie rzadko jakiś samochód jeździ, złapała nas policja. B. nie miał aktualnie wpisanego miejsca zameldowania więc policjant dał wybór, że albo płaci teraz, albo zabierają go na komisariat. Niestety B. nie miał przy sobie gotówki więc ja zapłaciłam za niego na miejscu. Nie myślałam wtedy tak naprawdę o pieniądzach, lecz o tym, że przez moją nieuwagę zaliczyliśmy mandat i przy okazji było mi bardzo głupio. B. mnie uściskał i zapewnił, że nic się nie stało, lecz ja i tak miałam już zepsuty humor. Na koncert dotarliśmy w idealnym momencie, ponieważ gdy weszliśmy to równo z nami weszła kapela. Koncert był świetny, zespół dał czadu, ale my i tak bawiliśmy się średnio, choć na paru piosenkach B. mnie ściskał i trzymał za rękę. Po koncercie szybko wróciliśmy do mnie, ponieważ było zimno a ja byłam w cienkiej sukience. Po drodze B. wypłacił pieniądze i oddał mi za mandat, choć ja nie chciałam. W monopolowym kupiliśmy po dwa piwa i gdy już byliśmy u mnie to zaczęliśmy rozmawiać i pić. Było to piwo może 4 procentowe więc nie było szansy się upić. Raczej robiłam się coraz bardziej zmęczona i senna. Wtedy B. patrzył na mnie swoimi dużymi oczami łapiąc mnie za dłonie po czym cmoknął mnie w usta a ja zapytałam, dlaczego tak postąpił. Zaczął się tłumaczyć, że chciał to zrobić już na peronie, potem na koncercie i mówił cały czas, że mu się bardzo podobam. Później przytulaliśmy się na łóżku i zaczęliśmy się całować. Wszystko wyszło za szybko, ale starałam się o tym nie myśleć, ponieważ mimo iż kuła mnie jego broda to całował nieziemsko. Później B. zaczął znowu mówić jak bardzo mu się podobam, że dla zwykłej koleżanki nie przyjechałby tu, że jestem jego malutką kruszynką a ja zaczęłam to wszystko wsiąkać w siebie jak woda w gąbkę. To było bardzo naiwne, ale dałam się ponieść chwili. Na szczęście nie doszło do niczego więcej. Rano zaczęłam robić śniadanie i rozmowa z B. nie kleiła się już jak wczoraj. Zachowywał się dziwnie i zaczął się wywyższać nagle swoim intelektem nad innych. W południe odprowadziłam B. na pociąg powrotny. Rozstaliśmy się w dziwnej atmosferze. Nie przytulił mnie ani nie uczynił żadnego gestu w stosunku do mnie. Powiedział może tylko dwa zdania, że się spotkamy w niedalekiej przyszłości, po czym odjechał. Łzy popłynęły mi po policzkach, ponieważ poczułam się wykorzystana tak jakby ktoś zabawił się moimi uczuciami, a nie miałam pojęcia co zrobiłam źle. Wróciłam do domu przygnębiona czekając na odzew od B. ale on nie przychodził. Jak można się domyślić później kontakt zaczął się urywać. Nigdy nikt mi tak serca nie złamał a ja czułam, że on jest moją bratnią duszą i tęskniłam za nim tak bardzo, że z rozpaczy przestałam jeść. Pogłębił się mój stan depresyjny i w jednej chwili znowu wszystko się zawaliło a na twarzy zagościł mi smutek. Odzywałam się do B. od czasu do czasu, ale on odpisywał bardzo obojętnie, czasem niemiło a czasem w ogóle. Nie miałam pojęcia, jaki błąd popełniłam i to mnie bolało najbardziej. Wolałam szczerą do bólu prawdę niż niewiedzę, ale nie mogłam się od niego doprosić wyjaśnień swojego zachowania. Zaproponowałam więc spotkanie w jego mieście. Znowu udawałam, że mam tam do załatwienia pewną sprawę a tak naprawdę pojechałam specjalnie do niego z dnia na dzień po zajęciach. Pan B. postanowił mi poświęcić godzinę więc poczekałam na niego pod pracą. Zjawił się i zachowywał jakby nic się nie stało, jakby nie miał żadnych uczuć, jakby do niczego nie doszło i zapomniał, że dwa tygodnie wcześniej całował mnie i gorąco zapewniał, że mu się podobam, jaka jestem wspaniała i uważał mnie za dość bliską mu osobę. Rozmawialiśmy na różne poboczne tematy. Niestety bałam się poruszyć tematu, który mnie bolał, bo znowu dosyć miło się rozmawiało i w głębi duszy myślałam, że wszystko samo się ułoży, że wróci ten B., którego znałam. Wiem, że wszystko za szybko sobie wyobraziłam, ale w końcu to nie ja zrobiłam pierwszy krok, tylko on i jeżeli tak nie myślał to po co to mówił skoro i tak do niczego więcej nie doszło. W mojej głowie pojawiało się mnóstwo myśli. Po godzinie musiałam wracać do siebie, ponieważ miałam ostatni pociąg. B. odprowadził mnie na peron i myślałam, że powie coś miłego na pożegnanie, ale on był zimny jak lód. Dosyć inaczej wyobrażałam sobie moją wyprawę w jego strony, ale sądziłam, że będzie jak kiedyś. Niestety się pomyliłam. Kontakt się urywał coraz bardziej. B. nie chciał ze mną rozmawiać a jak już to robił to wyczuwałam jakby pisał ze mną z przymusu. Było mi tak źle, że płacz był moim najbliższym przyjacielem i gościł u mnie praktycznie codziennie. Po jakimś czasie zaczęłam pomału oswajać się z tą sytuacją, lecz B. wtedy wysyłał do mnie raz na jakiś bardzo rzadki czas jednego smsa, a gdy ja mu odpisywałam to już nie dostawałam zwrotnej odpowiedzi. Czułam, że się mną bawi a dokładniej moimi uczuciami. Zastanawiałam się, dlaczego po prostu już nie odpuści skoro nie chce mieć ze mną kontaktu, lecz on mnie co jakiś czas wciąż zwodził a ja za każdym razem miałam nadzieję, choć przyjaciółki mi nie raz mówiły, żebym nie dawała mu tej satysfakcji z odpisania mu, ale ja nie mogłam. Uczucia były silniejsze i mówiłam sobie, że mu wybaczę niech tylko da jakiś znak, lecz on wciąż zachowywał się tak samo. Po pewnym czasie zaczęłam mocno sobie wmawiać, że go nienawidzę, lecz okłamywałam samą siebie, bo nie potrafiłam go nienawidzić. W kwietniu chorowałam prawie miesiąc i gdy udało się nawiązać kontakt z B. to zachował się tak jakby go to obeszło. Czułam, że nic go nie obchodzę. Tak minął kwiecień, maj, czerwiec aż nadszedł lipiec, w którym pojawiła się znowu złudna nadzieja. Dostałam wiadomość od B.:

"Nie chcę tracić z Tobą kontaktu."

Miałam nadzieję, że zrozumiał swój błąd i dostanę, chociaż jakieś marne „Przepraszam” ponieważ byłam skłonna mu wybaczyć i nawet gdyby nic z tego nie wyszło to liczyła się dla mnie choćby jego przyjaźń, bo naprawdę był człowiekiem, z którym mogłam porozmawiać na każdy temat. Znowu zaczęłam sobie roić chore i nierealne wizje naszego spotkania. Mogłam to przewidzieć, że Pan B. znowu zakpił z moich uczuć, a co było najgorsze: Nie zdawał sobie z tego sprawy. Najgorsze było to, że był to już dorosły mężczyzna a dokładniej mówiąc dwudziestosześcioletni, który chyba wciąż nie dorósł na tyle, aby wiedzieć jak powinien się zachowywać. Poznałam zupełnie innego człowieka. Zimnego sukinsyna bez uczuć.

10 sierpnia

Minęło już sporo czasu od pobytu Pana B. u mnie. Wciąż jestem skłonna mu wybaczyć jego zachowanie, lecz już wiem, że mimo wszystko nigdy nie chcę już go spotkać ani mieć z kim kontaktu. Dalej jestem słaba i mogłabym ulec jego urokom, ale nie na tyle głupia, aby chcieć coś więcej. Poznałam jego prawdziwą twarz tak naprawdę dopiero po przeczytaniu artykułu mojej przyjaciółki na temat jej byłego związku. W moim przypadku znajomość z B. nie trwała długo i dzisiaj myśląc o tym cieszę się, że tak się stało niż żeby miało to trwać kilka lat, a on wcześniej czy później zacząłby mnie niszczyć. W opisanej przeze mnie historii nie ma jakiś specjalnych sytuacji, lecz jest to ewidentna zabawa czyimiś uczuciami oraz zwodzenie bez przyczyny. Dałam mu się omamić a on wykorzystał to i myślę, że bawiłby się mną dalej, gdyby nie odległość, jaka nas dzieliła. Nigdy nie było u niego poczucia winy a co dopiero mówić o sumieniu. Uważał się za jednostkę idealną wręcz perfekcyjną o wysokim ilorazie inteligencji. Kiedyś pisząc mi jak tęskni przestał z dnia na dzień reagować na moje wiadomości, prośby czy słowa. Brak empatii było w nim czuć już dawno, lecz starałam się tego nie dopuszczać do siebie. Nie reagował nawet na czułość, jaką mu okazywałam a emocje jakby zgubił po drodze.


***

Wracając do początkowego pytania „Co ze mną jest nie tak?” mogę powiedzieć wszystkim, że ja już dziś nie zadaję sobie tego pytania, ponieważ wiem, że ze mną jest wszystko w porządku. To nie ja mam problem, lecz problem ma Pan B. a konkretniej mówiąc jest on typowym „Piotrusiem Panem". Tak, dziś już jestem w stanie jasno i logicznie myśleć i teraz wiem z kim miałam do czynienia. Tacy jak B. polują na takie wrażliwe, uczuciowe osoby udając kochanych, wspaniałych wręcz idealnych zwodzicieli aby potem móc obnażyć swoją prawdziwą naturę i dokończyć swoje dzieło wykorzystując osobę, którą podobno uważają za bliską sobie. Mogę stwierdzić, że miałam szczęście w nieszczęściu, ponieważ dla mnie szybko skończyła się ta znajomość i nie straciłam ze swojego życia ponad dwóch lat jak moja przyjaciółka a jedynie pół. Mimo wszystko ta sytuacja nauczyła mnie aby nie ufać tak szybko i bardzo uważać na osoby, z którymi chcemy budować związek, ponieważ tak naprawdę nigdy nie wiemy co znajduje się po drugiej stronie „maski".

Blue

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz